poniedziałek, 3 października 2011

Bułgarski wpis

Autostopem do (i po) Bułgarii


Z małym poślizgiem dodaję notkę na temat tegorocznej 2-3 tygodniowej przejażdżki autostopowej do Bułgarii. Z Polski ruszyliśmy w 3 osoby. Pierwszy samochód, złapany w Krakowie, po kilkunastu kilometrach zepsuł się, lecz nie okazało się to proroczym znakiem naszego pecha. Cała podróż minęła miło, przyjemnie, bez większych problemów i spokojnie. Nie będę więc opowiadać co się działo po kolei, a ograniczę się do kilku informacji, wrażeń i obrazków. Poza tym już mnie to wszystko nie ekscytuje. Czuję, że Azja wzywa.


Słowacja, Węgry.


Przyjaźnie uśmiechnięci mijający nas na drodze ludzie, dodający nam otuchy w swoich językach narodowych nie spodziewają się, że ich nie rozumiemy. Ich słowa brzmią na przykład jak "cienkie na makarony". Na coś takiego nie można odpowiedzieć inaczej, jak serdecznym uśmiechem.


Wakacje z Hitlerem


Jeden z ciekawszych pojazdów, jakim dane nam było podróżować był złapany na stopa węgierski autobus, a to za sprawą niecodziennych ludzi podróżujących nim. Był wynajęty dla grupy węgierskich... nazistów? Ale od początku... Jak tylko ruszyliśmy zaczęli śpiewać, co przyjęliśmy z zadowoleniem. Pomyślałam sobie, że taki to wesoły samochód, pełen wesołych, pozytywnych osób. Ale chciałam się dowiedzieć, kim jest ta rozśpiewana grupa ni to harcerzy, ni to nie wiadomo kogo. Kilka osób mówiło po angielsku. Na zadane pytanie, kim są, powtarzali tylko w kółko"we radicalish organisation". Dumnie prezentowali swoje znaczki przy czapkach, które nieco za bardzo przypominały godło III Rzeszy. Byli to ludzie w różnym wieku, od 20 do 60 lat, kobiety i mężczyźni. I hajlowali.
Na domiar złego jak kierowca zobaczył znak ich zjazdu na autostradzie, to wysadził nas przed nim po prostu na środku drogi, bo nasza trasa biegła dalej prosto. Oznaczało to dla nas kolejny nocleg w przyautostradowym gaju. Nie pierwszy. Węgrowie nie mają oporów przed stawaniem na środku autostrady w nieuzasadnionych przypadkach.


Turecki akcent podróży


Z samego początku Serbii łapiemy TIRa do Sofii. Kierowca Avni jedzie do Stambułu i namawia nas, żebyśmy też pojechali i w drodze powrotnej dopiero zahaczyli o Bułgarię. Jednak zostajemy przy dawnym planie, bo przecież czeka na nas w Sofii nasza Nina. Pierwszy postój już po 5 minutach. Wspólna kawa. Będzie takich jeszcze wiele. Oraz obiad w restauracji w środku nocy. Spędzamy z naszym kierowcą kilkanaście godzin i on cały czas prowadzi, aż do samej Sofii, aż do 7 rano. Całe szczęście, że nie zasnął. Oczywiście obowiązkowo mam się z nim skontaktować, jak już będę mieszkać w Turcji. Zobaczymy, może i tak zrobię, jak już podszkolę mój turecki. Facet całkiem przebojowy. Nawet na granicy serbsko-bułgarskiej nie musieliśmy wysiadać z auta (4 osoby w tirze!). Robił jakieś małe przekręty z tachometrem, sprzedawał po drodze paliwo, znał wszystkich celników. Wszystko, co widział, wszystkie sytuacje, jakie mu się przydarzały klasyfikował według podziału "problem" lub "no problem". Przy czym zdecydowanie częściej było to oczywiście "no problem".


Stragan na autostradzie


Na serbskiej autostradzie, pośrodku, między pasami ruchu. stoi stragan warzywno-owocowy. Można kupić nektarynki, czemu nie.


24-godzinna sjesta


Dojechaliśmy więc bezproblemowo do Sofii. Miasto jest brzydkie, szare, z pożółkłymi parkami i obdrapanymi blokowiskami. Jest bardzo gorąco, więc nie przerywamy sjesty ani na chwilę. Po kolei poznajemy całą rodzinę Niny. Jemy stanowczo za dużo i kosztujemy również sporo domowej rakii i innych chłodzących lub rozgrzewających trunków.
  • rakija - ze śliwek, winogron, brzoskwini; tegoroczna, zupełnie świeża, zeszłoroczna; zawsze na lodzie i popijana wodą - to jest to ;-)
  • mastika - wódka anyżowa; po dodaniu lodu/wody robi się biała; popija się wodą albo lepiej jogurtem rozrobionym z wodą, z dodatkiem nawet soli i czosnku. Zaskakująco dobre połączenie!
  • lutenica - paprykowo-pomidorowa pasta, dobra do wszystkiego, wiecznie na stole, bardzo dobra, kojarzy mi się z serbskim ajvarem
  • musaka - świetna zapiekanka ziemniaczano-warzywna, tradycyjnie z mielonym mięsem, dla nas w wersji wege z soją
  • i do tego papryka w różnych wersjach, najczęściej faszerowana owczym lub kozim serem.
  • figi prosto z drzew jako ulubiona przekąska
Kuchnia bułgarska bazuje na mięsie, ale dla nas, z oczywistych względów, zaprezentowała się z innej strony.


Macedonia i jej węże


Po wielu dniach biesiady w stolicy i w innych miasteczkach zdecydowaliśmy się zabrać naszą Bułgarkę do Macedonii. Był to wypad tylko 2-dniowy i to do Ohrid, w którym już byłam w zeszłym roku. Natomiast w tym roku zobaczyłam coś, co umknęło mi poprzednim razem. Węże w ohrydzkim jeziorze! Trochę się ich bałam, ale potrzeba ochłodzenia się w wodzie i tak wygrała. Poza tym uciekały przed człowiekiem. Bardzo ładne, długaśne, pływały bardzo dostojnie, ale szybko chowały pod skałami. Polecę jednak krótko Ohrid - piękne miasteczko z całą masą bardzo starych kościołów, amfiteatrem, zamkiem, migdałowym gajem, ukrytymi dzikimi plażami i wielce charyzmatycznym wszędzie i zawsze obecnym marynarzem.


Góry Riła


Wybraliśmy się też na dzień w góry. Niesamowite widoki! 7 Rila Lakes. Widoki z góry niezapomniane - piękne góry i siedem jezior w dole, mijanych przez nas po drodze. Ponoć zawsze jest tam taka sama pogoda - jakby zaraz miała zacząć się burza. Nad szczytem, na który się wspięliśmy, wisiały ciężkie, granatowe chmury i było słychać przytłumione grzmoty. Ale żadna burza się nie rozpętała.


Góry Rila - widok ze szczytu rozpościera się na siedem jezior


Morze Czarne


Na koniec pobytu w Bułgarii ruszyliśmy na wybrzeże. Przypadkiem, dzięki naszemu kierowcy, trafiliśmy na ostatnią dziką plażę między Burgas a Varną. Był tam tylko mały sklepik spożywczy i jeden bar. Nie było to nawet miasteczko. Bardzo przyjemne miejsce. Sporo ludzi podróżujących z plecakami, namiotami oraz zwolenników pływania na golasa. Rozbijamy więc obozowisko na plaży. W piasku duże muszle, a na brzegu wielkie jak kołpaki meduzy. Słona woda, przyjemnie piekące słońce. Tuż za plażą lasy i małe góry. Doskonałe miejsce na odpoczynek, szczególnie jeśli ma się świadomość, że reszta wybrzeża jest szczelnie upakowana wielkimi jak pałace hotelami.


Riła, Bułgaria. Znak na drzwiach schroniska.




Melnik


Melnik to najmniejsze miasteczko w Bułgarii. Jednolita i ciekawa architektura. Są tam tylko stare domy i nowe budowane w tradycyjny sposób (ponoć prawny zakaz budowania innych).


Melnik - miasteczko z wyłącznie tradycyjną zabudową i w dodatku najmniejsze w Bułgrarii


Czalga, czyli muzyczny pop-folk


... na naszej dzikiej plaży mieliśmy też okazję odpocząć od czalgi, która wiernie nam towarzyszyła od samego przyjazdu do Sofii. Niestety, co ciekawsze teledyski umknęły mi już z pamięci. Jednak szukając choćby na youtube można znaleźć nie jedną perełkę tego szlachetnego gatunku. Większość pań śpiewających czalgę ma powiększone usta (piersi również, ale to oczywiste). Wg mnie i Beaty zdecydowanie za bardzo je sobie powiększają. Większość gwiazdek jest też promowana przez jednego i tego samego wpływowego pana biznesmena.


Propozycja na dziś - przykładowa Emanuela






A oto Azis, najbardziej znany w Bułgarii gej-cygan (niektórzy twierdzą, że wcale nie jest gejem). Również gwiazda czalgi



Wszystko to mimo wszystko brzmi lepiej od rodzimego disco polo :-)

Nasŧępny post będzie już z Turcji!

Kambodży część druga