środa, 13 sierpnia 2014

Przyjechała baba do Tajlandii

Wioska, w której każdy ma słonia. Wyspa Koh Samui, Tajlandia.

Sawatdikha!

Czas gna jak szaleniec. Ciężko w to uwierzyć, że to już prawie 4 miesiące jak jestem w Tajlandii. Od czego by tu zacząć?... Ekhm.

Droga do Tajlandii

Dosyć spontanicznie wybrałam nowy do odwiedzenia kraj, w pośpiechu powysyłałam będąc jeszcze w Indiach kilkanaście cefałek i w dwa tygodnie później znalazłam się w zupełnie nowej sytuacji życiowej.
Zatrudniona jestem i pracuję (popracowuję) w liceum w małej mieścinie zwanej Mae Khari, w prowincji Phatthalung, na dalekim południu kraju. Na temat szkoły planuję dodać całkiem osobne posty, bo jest o czym mówić. Nie zaczęłam jeszcze prowadzić statystyk, ale tak na oko średnio co drugi dzień mam wolny, gdyż szkoła zamykana jest z różnych bardzo ważnych powodów (świąt, procesji, urodzin ważnych osób, dnia przed dniem święta, dnia przed dniem przed dniem święta i innych rzeczy tak bardzo istotniejszych od edukacji). Okazji więc do podróży po regionie i dalszych zakątkach Tajlandii mi nie brakuje.

Jestem sobie tu:





Kaplica, której nie rozumimem. Cha-am, Tajlandia.


Buddyjska świątynia. Tamode, Tajlandia.

Święto Czegoś Tam

W lipcu bardzo ważną okazją do 4 dni wolnego było święto zdaje się upamiętniające pierwsze kazanie Buddy po oświeceniu. Tu, gdzie żyję, połowa społeczniości jest buddystami, a połowa muzułmanami, przy czym w moim pokoju nauczycielskim króluje islam, więc nie ręczę za prawdziwość wytłumaczeń świąt buddyjskich. Roboczo nazwę może te wszystkie dni Świętem Czegoś Tam. Bardzo ważną świątynią tegoż dnia Święta Czegoś Tam jest jedna ze świątyń w Nakhon Si Thammarat (Wat Phra Mahathat), gdzie wybrałam się też pooglądać obchody. Za dnia niewiele osób kręcilo się wokół świątyni (w której to ponoć znajdują się relikwie samego Buddy). Tu i tam przeszły małe skromne procesje. Ludzie przygotowywali kolorowe wozy na późniejsze parady i zostawiali datki dla mnichów. Na zdjęciach poniżej widoczne podarowane świątyni zszyte banknoty. Wieczorem w świątyni zrobiło się bardzo tłoczno. Tysiące ludzi krążyło wokół całego kompleksu świątynnego ze złożonymi do modlitwy rękami i wetkniętymi między dłonie kadzidłami i kwiatami. W jednym z budynków świątynnych wiele osób siedziało też do medytacji, a wiele osób też wpadało tylko na chwilę zrobić sobie zdjęcie z ręki w parze tudzież w pojedynkę ze statuą Buddy w tle (zapewne od razu publikując zdjęcie na fejsie). Ogólnie całe miejsce pachniało (kadzidłami), brzmiało (modłami) i wyglądało (ogniem święc) bardzo ładnie i intensywnie.


Chińska świątynia. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.
Chińska świątynia. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.
Świątynia Wat Phra Mahathat. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.


Świątynia Wat Phra Mahathat. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.

Świątynia Wat Phra Mahathat. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.

Tajski buddyzm

Tajski buddyzm to mieszanina buddyzmu rodem z Indii, hinduizmu i lokalnych wierzeń, w szczególności wiary w dusze (dusze? duchy? czy jak by to szło najlepiej z angielska spirits?). Także w świątyniach leży sobie czasem Ganeśa (hinduistyczny bóg-słoń).

Świątynia w Cha-am. Tajlandia.

Bogom i duszom ofiarowuje się jedzenie i picie. Najczęściej, nie wiedzieć czemu, czerwoną fantę, ale zdaża się również i dar z koli albo wody mineralnej. Koniecznie ze słomką. Tajowie nie pijają zimnych napojów bez słomki. Takie to by dziwne było. Bogom więc też się nie daje ciągnąć z gwinta.
Przed domami (rodzin buddyjskich tylko), przed sklepami, w środku sklepów i przy innych budynkach, takich jak szkoły, banki, centra handlowe i inne, wystawia się małe domki-kapliczki, w których mają zamieszkać dusze/duchy danego miejsca i je chronić. Zostawia się im przekąski, picie, kwiaty i kadzidła.

Świątynia w Cha-am. Tajlandia.

Czerwona fanta ofiarowana duchom starych drzew przy drodze (niewidoczne na zdjęciu). Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Domki dla dusz. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Domki dla dusz. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Domki dla dusz, które mają tam sobie mieszkać i chronić domostwo. Tajlandia.

Domki dla dusz, które mają tam sobie mieszkać i chronić domostwo. Tajlandia.

Tajemnicza Prowincja Phatthalung

Mój region jest absolutnie prześliczny, a na dodatek nie zepsuty turystyką. Nikt (prawie) tu nie przyjeżdża, a atracji tu a atrakcji, szczególnie naturalnego piękna. Okoliczne wzgórza kryją w sobie setki wodospadów i gorących źródeł. Niektóre z nich oznakowane i bardzo łatwe do odnalezienia, niektóre bardziej ukryte w dżungli, a wiele pewnie ludziom nie znanych. Okoliczne równiny zagospodarowane są pod uprawę głównie kauczuku i ryżu, co też jest malowniczym widokiem, a ludziom zapewnia dobry status ekonomiczny. W naszym regionie żyją również wędrowne plemiona, mówiące swoim własnym jezykiem i zmieniające miejsca swoich obozów w różnych partiach gór w zalezności od pory roku. Zwą się Sakai i jeszcze nigdy ich nie spotkałam.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Stonoga. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Wodospad Phrai Wan jest największy w okolicy. Nie da sie go ogarnąć w jednym ujęciu, bo ma kilkadziesiąt odnóg, tarasów i basenów, niektóre ukryte po obu stronach w lesie. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.


Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Zagospodarowane, z wybudowanymi basenami gorące źródła. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Nie ma to jak posiedzieć w wodzie w południe gorącego dnia. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Na znakach niezmiennie figuruje odległość jednego kilometra. Skądkolwiek do któregokolwiek wodospadu jest jeden kilometr. Już się na to przestałam nabierać. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Moje ulubione wzgórze. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Pola ryżowe. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Idę rano na targ, a tam słoń. Mae Khari, Tajlandia.

Ring do tajskiego boksu na wsi. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Plantacja kauczukowca. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Wizerunek królowej i króla - nierzadki tu widok. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Ludzie jak to ludzie

Ludzie okoliczni są bardzo serdeczni i a to podarują arbuza, a to zaproszą do domu, a to postawią kawę, a to zasugerują jakiegoś młodzieńca do małżeństwa. Z ostatniej jednodniowej wycieczki po okolicy wracałam chybocząc się na boki, z siatami pełnymi owoców od ludzi jako nagroda pocieszenia. Nie pozwolili mi szukać gorących źródeł, do których to znak wskazywał niezmienny jeden kilometr, a do którego droga prowadzi "długa i niebezpieczna".

W domu pewnej miłej kobiety. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.

W domu pewnej miłej kobiety. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.

W domu pewnej miłej kobiety. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.

Pan ze zdjęcia żadnego psa nie wygania i ma ich już ponad dwadzieścia. Proszę nie przeoczyć śpiącego białego malucha. Nakhon Si Thammarat, Tajlandia.

Okolice Mae Khari, Tajlandia.
Moje pierwsze tajskie wesele. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Dom w budowie. Tradycyjnie z drewna i wiszący nad ziemią. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Przyjaciół też tu mam. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Kauczuk. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Całkiem klimatyczny, trochę pordzewiały, most. Okolice Mae Khari, Tajlandia.

Scena w Mae Khari

Życie kulturalne w Mae Khari nie kwitnie. Mieszka tu tylko kilka tysięcy osób, więc nie ma się czemu dziwić. Czasami jednak do miasteczka przyjeżdżają wędrowne grupy muzyków/aktorów/tancerzy i wystawiają w odcinkach takie różne dziwne coś na pograniczu kabaretu, teatru i koncertu. Na widowni z reguły jest około 10-20 osób. W przerwach między skeczami tudzież piosenkami, jako wyraz uznania (albo efekt przymuszenia) wręcza się aktorom wieńce kwiatów (plastikowych), za co płaci się 2 złote. Spektakle te są bardzo długie, po kilka, kilkanaście dni w odcinkach i intrygująco przedziwaczne.

Występ wędrownych artystów. Mae Khari, Tajlandia.

Poniżej mały fragment nagrania jednego z występów.



No to tyle z mojej strony tym razem. Ciąg dalszy nastąpi.

Kambodży część druga