sobota, 21 lipca 2012

Istanbul, Gruzja, eko farma i eko podróże

Kolejka do tureckiego kebaba. Berlin, Niemcy.

Koniec mojego Antep

Ostatni miesiąc wolontariackiego życia w Antep (kwiecień) minął mi pod znakiem lokalnych podroży, beznamiętnych, ale i tez smutnych pożegnań i kłótni z pracownikami organizacji, w tym jakby porzucenie projektu. Weekendowe wypady nad Eufrat. Nocleg w jednodomowej osadzie między Rumkale a Halfeti, mając do dyspozycji całe gospodarstwo (w zestawie nawet pies!).

Teraz jestem w trakcie nowej podroży o innym charakterze, planie wciąż zmieniającym się i szukającym potwierdzenia w rzeczywistości.

İstanbul

Typowy widoczek. Istanbul, Turcja.
Istanbul jest na tyle ogromny, że trudno określić jakiś jego ogólny charakter czy atmosferę. Ma miliony obliczy i ciekawych zakątków. Przecinający go na pół Bosfor daje ujście energii tego miasta-kolosa. Wsiadasz na prom, spoglądasz na horyzont i spowite mglą Wyspy Książęce.


Polonezköy, Istanbul, Turcja.
Polonezköy, Istanbul, Turcja.


Dzielnica Levent znajduje się w europejskiej części miasta. Można dojechać tu metrem, które zatrzymuje się na minus pierwszym pietrze centrum handlowego. Po dotarciu do wyjścia wychodzi się w sterylnie czysty i na wskroś elegancki mikroświat biurowców, przystojnych panów w garniturach i pan przechadzających się po ulicach w odważnie wykrojonych, szykownych sukienkach. Wysokie budynki wokół wybudowane są tak, że nie zobaczysz ze swojej ziemskiej pozycji nic poza tym sztucznym mikrokosmosem. A po przekroczeniu ściany wieżowców wkracza się w typową ulicę mieszkalną. Małe sklepiki, kobiety przed domami w chustach, szalwarach, śmieci w rynsztoku, dzieci grające w piłkę... Najciekawsze, co tam widziałam to Sklep z Ofiarami. Wcześniej widziałam tylko na wsiach, przedmieściach, bazarach miejsca oznaczone napisami ,,tutaj można kupić ofiarę''. A tam był sklep. Normalny, z szyldem. W środku owce i kilku mężczyzn ważących przyszły dar dla boga.

Fener i Balat. Przyjemne do spacerowania, konserwatywne dzielnice z siedzibami muzułmańskich organizacji religijnych. Tutaj na ulicy wiele kobiet okrywa całkowicie swoje ciała czadorami. Jednocześnie znajduje się tu wiele zabytkowych kościołów i siedziba (nie znam odpowiedniego słowa) kościoła prawosławnego w Turcji.

Eko farma

Farma Dedetepe, Küçükkuyu, Turcja.


W luksusowym autobusie ze Stambułu do mojej farmy nad Morzem Egejskim. W tureckim autobusie jak zawsze dużo hałaśliwych rozkosznych dzieci. Z tyłu siedzenia poprzedzającego pasażera umieszczony jest ekran telewizora. Każdy podróżny możne posłuchać muzyki, obejrzeć film, program telewizyjny tudzież, zamiast pofatygować się przekręcić głowę i spojrzeć przez okno, zapis obrazu kamery umieszczonej za szybą. Długodystansowe autobusy w Turcji są tylko luksusowe. Wyboru nie ma. Porzuciłam na chwilę autostop. Bycie samą mnie do tego zmusiło. Ach!

To było moje pierwsze doświadczenie z wwoofingiem (eko farmowym wolontariatem). Spędziłam na farmie koło Küçükkuyu 2 lub 3 tygodnie. Przeszłam w tym czasie kilkukrotne transformacje. Od pełnego zaangażowania w pracę i brak krytycyzmu, poprzez zwątpienie w sens takiej ekologii, odkrycie pobliskiego miasta, odrobinę wybicie się ze słonecznego rytmu wstawania i spania, do znalezienia jakiegoś wyśrodkowania; i praca, i wieś, i piwo, i abstynencja, i rano, i późno rano.
Ostatni dzień spędzony tam był piękny. Jazda na rowerze po okolicy, kąpiel w rzece, w morzu, podziwianie krajobrazów oliwkowych, picie çayu. A na horyzoncie greckie wyspy Lesbos.


Farma Dedetepe, Küçükkuyu, Turcja.


Wybrałam się raz na manifestację ekologiczną w małym mieście kolo Çanakkale. Sprawa dotyczyła wycinania sadów oliwnych i niszczenia środowiska podczas kopania w poszukiwaniu złota w tutejszych górach. Pojechaliśmy tak niespodziewanie, że nie zdążyłam się przebrać z moich roboczych ogrodowych obrań, wiec stało się tak, ze wylądowałam w szalwarze na tureckiej prowincji, trzymając transparent i dyskutując z zaaferowanymi rolnikami o ruchu Anadolu'yu Vermeyeceğiz (nie oddamy Anatolii). Ale nic mnie to nie dotyczy. Swoją drogą sceptycznie podchodzę do tego typu przedsięwzięć dopóki nie jestem pewna, że ratujący zagrożone drzewa ludzie, to rzeczywiście po prostu osoby wrażliwe na na zniszczenia, jakie niesie działalność gospodarcza i kierunek, jaki obrała nasza cywilizacja. Czy możne kryją się za tym i inne interesy?

Farma Dedetepe, Küçükkuyu, Turcja.


Moja farma jest w istocie miejscem kultywowania i umiarkowanego promowania ekologicznego życia. Eko budynki, nie traktowane chemią rośliny, energia z paneli słonecznych i wiatraka, oszczędność konsumpcji czegokolwiek, recycling, warsztaty ekologiczne. Natomiast farma nie jest nastawiona na produkcję jedzenia. Nie mówię tu o sprzedaży. Nie jest ona nawet samowystarczalna, co oznacza konieczność kupowania warzyw i innego jedzenia na bazarze. Jest tylko kilka małych ogrodów warzywnych, kilkanaście kur (tylko dla jaj, farma jest wege. Głównym ,,produktem'' farmy są oliwki i co za tym idzie oliwa z oliwek oraz mydło (na oliwie; nawiasem mówiąc nauczyłam się robić).
Z reguły mieszka tu kilkanaście osób w tym rodzina - właściciele ziemi oraz WWOOF-erzy, wolontariusze EVS oraz pracownicy i wolontariusze pozarządowej organizacji ekologicznej Buğday, która ma tu swoja pozastambułową siedzibę. Pracownicy mogą wykonywać swoja robotę dla ochrony środowiska siedząc w biurze - altanie w ogrodzie i podłączając laptopy i komórki do energii generowanej przez wiatrak. Ach, jak przyjemnie.

Gruzja

Nu pagadiii, Batumi, Gruzja.


Na granicy turecko-gruzińskiej rozstałam się z tymczasowymi towarzyszami podroży. Trochę samotności i większej samodzielności znowu. Mimo brzemienia bycia kobietą i blondynką zarazem, ruszyłam w drogę bez atrapy opiekuna obok. Bycie samą pozwala mi bardziej zbliżyć się do ludzi, poobserwować ich codzienność. W Tbilisi jednak poznałam nowego towarzysza drogi. Udało mi się wcześniej zjechać trochę kraju, odwiedzić kilka miast, góry.
Viva la khachapuri! Dużo sera i tanio!

W Gruzji co krok można się potknąć o pomnik komunizmu. To muzeum Stalina, to malowidła sierpy i młota na ścianach, to popiersie towarzysza S., czy wino nazwane jego imieniem. Ludzie mówiący po rosyjsku, szare identyczne blokowiska, monumentalne symboliczne rzeźby na szczytach wzgórz.


Akhaltsikhe, Gruzja.

Przygotowywanie haczapuri. Akhaltsikhe, Gruzja.
Efekt końcowy - haczapuri. Akhaltsikhe, Gruzja.
Piękne Tbilisi, stolica Gruzji.
Borjomi, Gruzja.
Tbilisi, Gruzja
Ja i Stalin. Gori (jego miasto rodzinne), Gruzja
Gori, Gruzja
Ciekawy minaret, Tbilisi, Gruzja
Reklamy papierosów dozwolone. Gruzja.
Batumi, Gruzja

Gruzińskie góry

Piękne góry. Trzeba mi wrócić kiedyś do Gruzji zobaczyć ich więcej. Przykładowy cud - Beshumi w autonomicznym regionie Ajara. Miejsce magiczne. Na wpół opuszczone wioski (ludzie mieszkają tam tylko latem, przyjeżdżają na zielone pastwiska ze swoimi krowami i zamieszkują ponownie w drewnianych domach o ciekawej architekturze). W maju rozpoczął się termin powrotów i busy, ciężarówki, pick-upy załadowane zwierzętami i innym dobytkiem jeździły wolno, wolno w wyższe partie gór soczyście zielonych już od gęstej, młodej trawy, a jeszcze białych, białych, pokrytych warstwą kwietniowego śniegu.

Khulo,  region Ajara, Gruzja.

Beshumi, region Ajara, Gruzja.
Goderdzi, region Ajara, Gruzja.

W Tbilisi i w Batumi (może gdzieś jeszcze) jest ulica imienia Marii i Lecha Kaczyńskich. Wiele osób kojarzy Polskę przede wszystkim z nimi i darzy wielkim szacunkiem...


Jaskinie. Vardzia, Gruzja.

Gruzińska policja

Gruzińska policja. Często pijana, lecz jakże mila. Szczególnie dla obcokrajowców. Oferuje podwiezienie, częstuje jedzeniem i czaczą (70-proc. alkohol), pomaga znaleźć miejsce na nocleg. Raz byłam w domu rodzinnym jednego z policjantów na lunch przygotowany przez jego matkę. Sery, jogurt, chleb, jakieś mięso; wszystko domowej roboty.
Z moich obserwacji wynika tez, że społeczeństwo darzy policję zaufaniem. Jedną z przyczyn może być fakt, że policjanci nie zwracają uwagi na ukochane przez większość ,,małe'' przewinienia takie jak picie alkoholu i jazda samochodem oraz inne łamanie przepisów ruchu drogowego. Prowadzona jest tez kampania promująca przyjazny wizerunek policji. Spotkania z młodzieżą, billboardy z uśmiechniętymi policjantami i może coś jeszcze.
Czy rzeczywiście gruzińska policja jest instytucja godna zaufania? Tego nie wiem. Mogę tylko powiedzieć, ze kilkukrotnie pomogła mi i innym jeżdżącym po tym kraju podróżnikom.

Rainbow Gathering

Rainbow Gathering, Peace in Middle East.
Ludzie tutaj zafascynowani Indiami. Om w kole. Energia początku świata. Pijemy masalę. Ryż z warzywami jako potrawa indyjska. Indie to wierzchołek świata (no tak). Tańczą do księżyca. Medytacja. Joga. Kamasutra. Namaste.

Poza. Fascynacja. Magia. Nie wiem, które z powyższych bardziej. Wszyscy tutaj szukamy harmonii i spokoju. Zgody z przyrodą, wszechświatem, naturą życia. Ale dlaczego szukać tak daleko?

W Gruzji deszcz pada często.

Kambodży część druga