piątek, 30 grudnia 2011

Gaziantep, odsłona druga


Gaziantep

Przykładowe wesele
Byliśmy w listopadzie na weselu. Przez połowę czasu goście czekali na przybycie pary młodej. Ale nie czekali oczywiście bezczynnie, lecz tańcząc. Również nieśmiało przyłączyliśmy się do zabawy. Po 2 godzinach przybyła panna młoda i pan młody w biało-złoto-srebrnych kolejno sukience i garniturze. Panna młoda musiała osiąść na jedwabnym tronie, gdyż dosyć długo trwały wyłącznie męskie tańce. Jako że szczęśliwa świeżo upieczona żona jest zawodową tancerką, mieliśmy również okazję obejrzeć pokaz tradycyjnego tańca. Goście cały czas obrzucali młodych sztucznymi banknotami (ale dokładnymi odpowiednikami danych wcześniej w prezencie pieniędzy). Stoły gości były zupełnie puste, ani wody, ani niczego nie pili.
(Wieczór przed weselem to noc henny - na początku dwie osobne "imprezy": dla kobiet z udziałem panny młodej i dla mężczyzn świętujących z przyszłym jej małżonkiem. Potem wygląda to ponoć jak wesele następnego dnia, ale nie wiem, nie widziałam.)


Fryzjer damski
W bardziej konserwatywnych dzielnicach Antep damskie zakłady fryzjerskie są szczelnie osłonięte od wzroku ludzi na ulicy. Niby logiczna konsekwencja noszenia chust, a jednak potrafi zaskoczyć. Tym bardziej, że tutaj aż tak wiele kobiet chust nie nosi. Zakłady te mają albo bardzo grube zasłony w oknach, albo szczelnie oklejone są różnymi plakatami (na przykład suszących w uśmiechu zęby modelek z bujnymi blond lokami). Gdy uchylają się drzwi fryzjera, to z ulicy widać jedynie panujący w środku tajemniczy mrok. I nic więcej. Nie wybrałam się jeszcze do środka żadnego z nich, bo pewnie musiałabym wtedy zostać na jakieś 5 herbat co najmniej. Ale na pewno pójdę, bo musi się tam kryć jakaś tajemnica...

Fryzjer męski
Fryzjer męski to natomiast ważne miejsce spotkań towarzyskich. Zasłon w oknach nie mają, więc spokojnie można poobserwować. Otwarte niemal cały czas, czy to wcześnie rano, czy o północy. Zawsze pełne panów popijających çay, żwawo dyskutujących, obserwujących ulice, palących papierosy (jeśli jest już po godzinie służby "straży miejskiej" - Zabıta) aha no i obcinających włosy również.

Porozmawiajmy o pogodzie
Niedawno byliśmy na krótkiej wycieczce górskiej i wreszcie mogliśmy się wytarzać w śniegu. W mieście na to raczej nie będzie szans, bo za dnia nadal kilkanaście stopni i słońce (natomiast noce zimne jak...). Jako pierwszorzędny głupek nazywałam sobie tę pogodę „jak na pustyni”, a dopiero po pewnym czasie dostrzegłam fakt, że kawałek na południe faktycznie mamy pustynię.





Cafe
Jesteśmy stałymi bywalcami cudownej kawiarni „Sztuka” niedaleko centrum Antep. Panuje tam niemal rodzinna atmosfera, zawsze można trafić na te same osoby przesiadujące tam godzinami sącząc herbatę lub sahlep (słodki napój przyrządzany ze sproszkowanego storczyka, w wersji antepskiej oczywiście z wszechobecnymi tutaj pistacjami - fıstık). Zazwyczaj za rachunek się nie płaci, a jeśli płaci, to 2 złote. Panuje tam atmosfera kurdyjskiej „rebelii” (cudzysłów) i nie z każdym można się dogadać po turecku. W tym miejscu 23 grudnia moja francuska współlokatorka usłyszała pierwsze tego dnia miłe słowa (dzień wprowadzenia nowego prawa we Francji zakazującego negowania ludobójstwa Ormian...). Bywalcy naszej kafejki nie pałają zbyt wielką miłością do tureckiego rządu i jego oficjalnych stanowisk. Swoją drogą w Antep jest również dawna dzielnica Armeńska. Najciekawszy komentarz jaki usłyszałam w odpowiedzi na moje pytanie o jej teraźniejszy kształt brzmiał, „że teraz ich tam nie ma, bo... wyszli”.

Pasaż "Nikomu nie mów"
Co rzuca się w oczy zaraz po wejściu do któregoś z wielu pasaży-targowisk, gdzie kwitnie czarny rynek (Syria tak blisko...) - stoiska z prezerwatywami i innymi podobnymi produktami. W sklepach (oficjalnie) takich rzeczy się tu nie uraczy, więc nowa gałąź podziemnego handlu rośnie. 
Kwestia tych targowisk i przemytu z Syrii to w ogóle temat rzeka. Na przykład w zwykłym spożywczaku można kupować po prostu produkty z półek, ale można też zapytać sprzedawcę, czy jest kaçak, czyli "nielegalne". I zazwyczaj jest.


Kilka moich Antepskich obrazków:

  • Podglądamy szkolny apel na koniec dnia: Wspólne odśpiewanie hymnu. Wciągnięcie tureckiej flagi na maszt. Wszystko w obecności złotego popiersia Atatürka. Z daleka przypominają nam one Stalina i czerwoną flagę z sierpem i młotem. (To było nasze pierwsze spotkanie ze szkołą, niebezpośrednie i przelotne; teraz pracujemy w jednej z nich i wiemy, że powyższy zatrważający obrazek to jedynie wierzchołek góry lodowej. Ale o tym innym razem.)
  • Impreza u nas (ale po pierwszej minucie już poza naszą kontrolą): 25 osób i 2 talerze – tylko dla dwojga najstarszych gości. Dopóki są oni na imprezie tylko kilka osób ukradkiem pije piwo w kuchni. Potem wyprawa do sklepu po rakı. Jedzą jakieś specjalne unikalne małe rybki z Morza Czarnego, które ponoć doskonale komponują się z wyżej wspomnianą rakı  anyżową wódką.
  • Brak menu w knajpach. Jeśli już jest, to bez podanych cen.
  • W ciszy miasta o 5 nad ranem śpiew muezzina roznosi się o wiele głośniej niż w gwarze dnia. Dla mnie to przypomnienie, że trzeba już iść spać.

Moje ulubione tutejsze gesty i wyrażenia
  • Allah, allah! - słychać zewsząd cały czas. Brzmi to jak „alahala” z kresowym ł i wydłużonym ostatnim a – piękne (jako komentarz do rzeczywistości).
  • Aby powiedzieć „nie” należy po usłyszeniu pytania odczekać znaczące 2 sekundy, unieść brodę do góry i cmoknąć, przy czym przybrać również specyficzny wyraz twarzy i oczu. Z gestu tego emanuje stanowczość i taka niby to mądrość, niby to zadziwienie pytaniem. Szczególnie uroczo wygląda to w wykonaniu małych dzieci.
  • Jeśli nieznacznie zmodyfikujesz „gest z opakowania Vegety” znaczący „bardzo dobre” itd., to otrzymasz obraźliwy gest, znaczący na przykład mniej więcej „spadaj na drzewo ty niemiły homoseksualisto” (należy palec wskazujący przesunąć kilka milimetrów ku nasadzie kciuka).
  • Kaçak... (patrz wyżej).

Jutro dopiszę o tym, jak to wreszcie zaczęliśmy porządnie pracować, gdzie to jeszcze nie podróżowaliśmy i jak wygląda turecka szkoła.

A na koniec końców zdjęcie:

Zaangażowane w pracę nasze codzienne dzieciaki.

Kambodży część druga