Minęły
mi w Indiach już 3 miesiące. Odwiedziłam 4 stany na południu kraju: Goa,
Karnataka, Kerala i Tamil Nadu. Co stan to obyczaj. Co stan to inny język,
inna kultura, wierzenia, inny klimat. Jak to wszystko pojąć? Nie wiem nawet
czego nie wiem. Czasem brakuje słów na opisanie tego, co się widzi,
a niektóre elementy rzeczywistości pozostają w ukryciu, bo umysł nie
ma możliwości ich percepcji.
Podsumowując
ten półmetek wizy...
Dzień
zaczyna się wcześnie, czy tego chcesz czy nie. Godzinę przed wschodem słońca
ludzie budzą się, zaczynają krzątać po domach i ulicach, zaczyna się parzenie
herbaty, psy (wszędobylskie, niezliczone bezpańskie psy) wznawiają swój koncert
szczekania i wycia. Pora wstać. Przed jogą, medytacją w Indiach trudno uciec. Można krótkotrwale grać
sceptyka lub lenia, ale na dłuższą metę nie ma na to rady. Po
porannej sesji czas stawić czoła ulicy. Przebrnąć przez hałdy śmieci, tych
plastikowych wymieszanych z organicznymi, w których pożywienia od rana szukają
psy, koty, krowy, szczury. Idąc chodnikiem patrz w dół, omijaj odchody starannie.
Ponadto nie daj się przejechać jeżdżącym w kompletnym chaosie motorom,
rikszom, samochodom, rowerom, pod prąd, z prądem, po chodniku, po ulicy. Czas
na rozkosz dla podniebienia – śniadanie. Słodka herbata z mlekiem, idli, puri,
masala dosa, ostry sos. Podane w bardzo niesterylnych warunkach. Gdzieś po drodze łatwo
natknąć się na jakiegoś Europejczyka czy Amerykanina i pogawędzić o tym, że a
ty skąd i dokąd, i jak tam Indie. Potem
należy postarać się otworzyć zmysły i umysł na chłonięcie tego co wokół. Ludzie
piją wodę wspólnie z jednej szklanki lub dzbanka (setki ludzi, ja też).
Powszechne jest plucie na ulicę. Dużo ludzi jest uzależnionych od żucia tytoniu
z owocem (orzechem?) arak i jakimś liściem. Zabarwiają im się zęby, język i usta na
pomarańczowo, i plują tą kolorową śliną wszędzie. Ktoś załatwia się na ulicy,
na brzegu rzeki, na plaży. Na budkach ulicy wyciska się sok z trzciny cukrowej
przez prasę. Pyszności. Jest dużo hinduistycznych procesji na ulicach. Statuy
bogów ciągnięte na pojazdach, rzucanie kwiatami, poprzebierani tancerze, bębny.
Zawsze gdzieś nowa roślina, drzewo, owoc. Obiad podany na liściu palmowym.
Hello madam, riksza madam? Hello madam, riksza madam? Hello madam, riksza
madam? (W obrębie miejsc
nastawionych na białego turystę można oszaleć. Poza nimi ogólnie nikt nie
napastuje rikszami i próbami sprzedaży wszystkiego.) Na każdym rogu
świątynia. W środku kadzidło, mantry, różne rytuały, kropka na czoło, mycie
posągów, ofiarowanie im jedzenia, mleka, kwiatów. Na ulicach dużo nędzy.
W Indiach według statystyk około 170 milionów (!) ludzi żyje na ulicy lub
w slumsach. Jest dużo punktów, w świątyniach i aszramach, w których
codziennie rozdawane są posiłki. Miejskie małpy kradną torby i jedzenie.
Łatwo natknąć się na zaręczyny, wesele. Ludzie zapraszają chętnie do
przyłączenia się. Człowieku spróbuj zrozumieć co i po co się na nich dzieje. O
pogrzeb równie łatwo; o widok procesji z ciałem okrytym kwiatami,
niesionym na miejsce kremacji. Ludzie ogólnie są otwarci i gotowi na interakcję
z obcokrajowcami, zawsze pytają o to, czy się coś jadło i oferują coś do picia.
O ile język pozwala, pytają o to i owo, i zdają się niczemu nie dziwić. Kiwają głową, słuchają, więcej nie reagują.
Widziałam święte ryby w stawie przy świątyni, które tak bardzo są przyzwyczajone
do karmienia przez ludzi i tak bardzo przyzwyczajone do bezpieczeństwa ze
strony człowieka, że gdy idziesz wzdłuż krawędzi wody, to płyną one za tobą i
proszą o jedzenie; można je pogłaskać, nie uciekają; takie to milutkie
stworzonka. Krowy karmi się tu gotowanym ryżem. W Indiach jest wiele guru
i ich wyznawców, pośród których tysiące ludzi „z zachodu”. Na 2-osobowym
motorze zmieści się cała rodzina. W 3-osobowej rikszy kilkanaście osób. Poza
hindusami miliony tu i miliony chrześcijan i muzułmanów. I innych religii,
wiar i wierzeń. Kobieta-guru zwana matką, Amma, przytuliła już ponad 3 miliony
ludzi. Dziś widziałam centrum handlowe. Ciekawe w ilu miastach na południu Indii takie "dobra". Sklepy typu Marks & Spencer. Spanie na ławce zabronione, niestosowne. Po drugiej stronie wysokiego muru dookoła rozpadające się budy na chodnikach, z paleniskami na poboczu - domy. Ale ileż można się temu dziwić? Taka karma, taka dharma. Pewnego dnia padał deszcz (jeden deszczowy dzień pośród dwustu upalnych). Pochodzi do mnie z rana kobieta z ogoloną głową i złowieszczym tonem mówi: "Pada deszcz. Zimno. Wszyscy mają gorączkę. Chcę cierpieć." Zapytała też czy i mi zimno, i poszła. Golenie głowy w hinduizmie to praktyka religijna - dążenie do wyzbycia się ego. Jestem w krainie gdzie chodzenie na bosaka nikogo nie dziwi, wegetarianizm to norma a nie ekstrawagancja, zasady bezpośrednio z czegoś wynikają i bezpośrednio mają skutki, wszystko ma swoją intensywność, barwę i zapach (jakikolwiek by on nie był...) Poza pobieżną ostatnią wizytą w Chennai ominęłam wszystkie duże miasta. W nich na pewno dużo zachodnich wspaniałości.
Do
powyższego akapitu dodaję masalę, chilli, mieszam, podgrzewam i podaję do
spożycia wraz z poniższymi zdjęciami i filmikami, i finalnym bla bla bla. Smacznego!
Główna świątynia w Tiruvannamalai. Tamil Nadu, Indie.
Początek 14-kilometrowej trasy do przejścia na bosaka wokół świętej góry w Tiruvannamalai. Droga prowadzi przez miasto, poza nim i przez kilka wsi. Przejście tejże trasy to święty rytuał, modlitwa, medytacja. Tamil Nadu, Indie.
Główna świątynia w Tiruvannamalai. Tamil Nadu, Indie.
Świątynia. Yercaud, Tamil Nadu, Indie.
Pochmurny dzień, 1515 m n.p.m., chłodny wiaterek - błogosławieństwo. Yercaud, Tamil Nadu, Indie.
Dojrzały owoc kawy. Yercaud, Tamil Nadu, Indie.
Segregacja nasion kawy. Yercaud, Tamil Nadu, Indie.
Drzewo tak zwanego jackfruit, po polsku drzewo bochenkowe. Tamil Nadu, Indie.
Tak kończą się Indie na południu; potem już tylko ocean i Sri Lanka. Kanniyakumari, Tamil Nadu, Indie.
Cichy, samotny wschód słońca nad brzegiem oceanu? Takie rzeczy nie w Kanniyakumari. Tamil Nadu, Indie.
Krowa pociągowa. Tiruvannamalai, Tamil Nadu, Indie.
Zaręczyny. Tiruvannamalai, Tamil Nadu, Indie.
Nieudana na razie kampania społeczna. Tiruvannamalai, Tamil Nadu, Indie.
Pojazd dla boga na procesję, a w tle święta góra, która również bogiem jest. Tiruvannamalai, Tamil Nadu, Indie.
Taka o plaża. Varkkala, Kerala, Indie.
Nad rzeką. Kerala, Indie.
Hinduizm potrafi przerazić. Tamil Nadu, Indie.
Najdziwniejsza knajpa świata. Tylko surowe jedzenie, surowe zupy, kotlety, ciasta i dziesiątki innych; soki z kwiatów, owoców; a dookoła na półkach do nabycia książki, biżuteria, słodycze, ryż, naturalne lekarstwa i kosmetyki, złote puchary, ciężarki, nasiona... Puducherry, Indie.
Gobi manchurian, to kalafior smażony w grubej powłoce przypraw. Doskonały, doskonały...
Święty dla dźinistów posąg Bahubali. Karnataka, Indie.
Napotkany po drodze paw. Auroville, Tamil Nadu, Indie.
Nad brzegiem tejże rzeki miałam przyjemność pracować trochę w guest housie. Okolice Alleppey, Kerala, Indie.
(Łącze mówi: dziewczyno, opanuj się, jedno wideo na dziś starczy.)
Sok z trzciny cukrowej: