czwartek, 9 października 2014

A gdy zgłodniejesz w Tajlandii

Jesc aby zyc, a nie zyc aby jesc
Raz na milion lat zdarza sie obcokrajowiec, ktory nie kocha tajskiego jedzenia. W ponizszym wpisie krotko i wybiorczo przedstawie kilka rzeczy jadalnych tu (i porusze kilka okolojedzeniowych tematow). Pomijam wszelkie Pad Thai, Tom Yam i inne slynne dania.

Owocowy raj
Moje ulubione tajskie jedzenie to owoce. Zawsze jest sezon na jakis i zazwyczaj nie trwa dlugo. Ceny sa wtedy bardzo niskie, nawet 50 polskich groszy za kilogram danej rozkoszy. Mozna zaznajomic sie z naprawde roznymi kosmicznymi owocami, ale czesto tez konczy sie ze zlamanym sercem i przymusowym rozstaniem w koncu sezonu.

Durian
Ponizej przedstawiam krola owocow, pana duriana, ktorego mozna albo kochac, albo nienawidzic. Jego zapach, smak i konsystencja nikogo nie pozostawi obojetnym. Durian pachnie troszeczke jak kompost, a smakuje jak deser mleczno-kaszkowo-doskonaly.

Durian moja nowa milosc. Mae Khri, Tajlandia.

Durian olbrzym (8 kg) i duriany w regularnym rozmiarze. Mae Khri, Tajlandia.

Durian moja nowa milosc. Mae Khri, Tajlandia.

Innym pysznym owocem jest "dragon fruit". Latwy w obieraniu i konsumowaniu, jeden zjedzony w calosci sluzyc moze jako obiad.


Dobry owoc. Gragon fruit.


Ponizszy "mangosteen" juz nas tez opuscil. Bardzo przyjemny, choc wyglada niepozornie w porownaniu z innymi.


Mangosteen.


Rambutan z kolei punktuje wygladem. Mnie kojarzy sie z wirusem pod mikroskopem. Fajnie wyglada takie drzewo rambutanowe. Smakiem natomiast nie grzeszy.




Rambutan.


Suszone glony w przyprawami to smaczna i pozywna przekaska miedzy posilkami, ale raczej tylko dla zabawy, bo zaladka tym sie nie da zapelnic.

Suszone glony.

Suszone glony na promie.

Kraina ryzem sypiaca
Z tego, co z duma powiadaja Tajowie, w kraju produkowanych jest 10 tysiecy gatunkow ryzu. Ryz jada sie na sniadanie, obiad i kolacje. Po tajsku czasownik "jesc" w doslownym tlumaczeniu to "brac ryz". Czesto zamiast "Czesc, co slychac?" Tajowie pytaja sie nawzajem "Czesc, czy jadles juz ryz?".

Poszczegolne rodzaje ryzu roznia sie kolorem (najczesciej jest bialy lub fioletowy, ale istnieja tez gatunki w bardziej nietypowych kolorach). Roznia sie tez rozmiarem, ksztaltem, cena i jak twierdza Tajowie smakiem. Dla kogos niewychowanego w ryzowej krainie ostatnia kategoria jest czesto trudna do rozroznienia.

Istnieja tez odmiany ryzu "kleistego" (po angielsku "sticky rice"), ktory po ugotowaniu staje sie zbita acz miekka i pyszna kluska. Tradycyjnie sprzedawany jest w bambusowych lodygach (zdjecie ponizej) albo zawiniety w liscie palmowe; mozliwy rowniez z bananem albo fasola w srodku. Taka przekaska z kleistego ryzu moze pozostawic na dlugo czlowieka nieglodnego, doslownie zakleja zoladek.

Innym ciekawym ryzowym deserem jest sfermentowany ryz typu kleistego. Zapelnia zaladek i zapewnia dobry humor.

Ryz ciemny kleisty (sticky rice), formowany w rurki w bambusie.

O tajskim wegetarianizmie
Wegetarianizm (weganizm) w Tajlandii jest rzecza powszechnie praktykowana i czescia kultury, ale wystepuje w charakterystycznej tu formie. Wiele Tajow (tych, ktorzy sa buddystami, czyli znaczna wiekszosc) praktykuje diete weganska, ale zazwyczaj nie na stale. Jedza wegansko z roznych religijnych powodow kilka dni tu, kilka dni tam. Raz do roku wiele ludzi odchodzi od produktow pochodzenia zwierzecego na 10 dni, na okres tak zwanego festiwalu wegetarianskiego (wiecej o nim za chwile). Miejsca sprzedajace weganskie jedzenie mozna rozpoznac po czerwonym znaku na zoltym tle, bardziej lub mniej przypominajacym liczbe siedemnascie. Miejsca takie oferuja charaterystyczne chinsko-tajskie jedzenie, ktore imituje mieso. Imituje do takiego stopnia, ze az odechciewa sie jesc. Oferuja sojowe wyroby, ktore wygladaja zupelnie jak plastry wieprzowiny, bekon, kurczak, ryba, smazone mieso, kielbasa i tym podobne.

Menu wege chinskiej restauracji w Bangkoku.

Menu wege chinskiej restauracji w Bangkoku.


Rodzinny biznes przed domem
Ponizej jakies kluski sprzedawane na ulicy. W Tajlandii przed co drugim domem jego mieszkancy cos sprzedaja. Przykladowo jakies kluski, mrozona herbate, owoce, warzywa, gotowe dania, kawe, ubrania, maja pralnie, wypozyczaja rowery czy skutery...

Takie kluski.

Jesc jak krol
Jedzenie w Tajlandii nie jest drogie, ale jak sie dobrze postarac, to i takie mozna znalezc. W niektorych supermarketach w duzych miastach dodaja w cenach dodatkowe zero.
Jak w cenie winogron ze zdjecia ponizej. Jedno opakowanie za w przeliczeniu 60-100 zlotych. Stali przy nich pan i pani od polecania zakupu i mozna bylo nawet degustowac te cudne winogrona (jedna czwarta jednego grona); moge powiedziec, ze smakowaly jak... winogrona.

Paczka winogron za 60-100 zlotych. Delikatesy w Bangkoku.

Paczka selera za 30 zlotych. Delikatesy w Bangkoku.

Najdrozsze warzywa jakie w zyciu widzialam. Delikatesy w Bangkoku.

Co ptak zwymiotowal, czlowiek zjesc moze
No dobrze. Czas na cos obrzydliwego. Najwiekszym rarytasem i najdrozszym produktem lokalnej kuchni jest cos, o czym nawet myslenie wywowywac moze odruchy wymiotne. Mowa o ptasich gniazdach, potrawie wywodzacej sie z kuchni chinskiej.

Jada sie te gniazda, gotujac z nich zupe. Gniazda sa tego typu, co to ptaki cos zjadaja, potem to wymiotuja i buduja sobie z tych wymiocin i sliny miejsce do skladania jaj. Naturalnie jest to tez przemieszane i pokryte wiadomo piorami i odchodami. Gniazda takie buduja owe ptaki na scianach jaskin. Zbieranie ich jest bardzo ciezka i ryzykowna praca, stad tez bardzo wygorowane ceny, ktore wahaja sie w zaleznosci od miejsca zbioru, rodzaju ptaka, mikroklimatu i innych czynnikow. Siegac moga nawet 50 tysiecy zlotych za kilogram, a kto wie (ja nie wiem) czy nie wiecej. Gotowa zupe natomiast mozna dostac juz za 20 zlotych; taka zupelnie najtansza z najtanszych.

Bird's nest... Ptasie gniazna na zupe.

Bird's nest... Ptasie gniazna na zupe.

Bird's nest... Ptasie gniazna na zupe.

Na wynos
Tajowie a i owszem gotuja w domach, ale nie zazwyczaj i nie kazdy posilek. Bardzo powszechne jest kupowanie jedzenia ulicznego na wynos i spozywanie go juz w domu. Knajpki i stragany oferuja szeroki wybor, a ceny sa bardzo niskie. Zazwyczaj jeden woreczek (niestety plastikowy zawsze i wszedzie) danego curry (wiecej niz dla jednej osoby) kosztuje 3 lub 4 zlote, a porcja ryzu standardowo zlotowke.

Powszechne jest tez oczywiscie jedzenie w restauracjach, czyli w restauracjach-restauracjach lub przy stolach wystawionych na ulicy miedzy straganami.

Za weganskim jedzeniem jednak trzeba sie nabiegac, bo te gotowe dania zawsze zawieraja co najmniej sos z ryby albo owocow morza, czy suszone mini krewetki.

Typowa uliczna knajpa.

Wege kluski z roznymi nadzieniami.


Slynna tajska saladka z papaji. Smak slodko-pikantny. Tak jak u nas na stole sol i pieprz, tak w tajlandii cukier i chilli.


Przekaska: prazone wiorki kokosowe, cebula, ogorek, orzeszki, polane slodko-ostrym sosem, podawane w i zjadane wraz z lisciem.


Robaki
"U nas" na poludniu nie jada sie az tyle robakow. Ludzie zazwyczaj jedza owoce morza, ryby, drob i mieso. Ale i tutaj mozna czasem uraczyc sie rarytasami z ponizszych zdjec. Ale mysle, ze po ptasich gniazdach i tak robaczki juz wiekszego wrazenia nie wywra.

Smacznego.

Smacznego.

Wegetarianski festiwal
Co roku w roznych miejscach w Tajlandii (i innych panstwach Azji poludniowej) hucznie obchodzi sie tak zwany festiwal wegetarianski. Jego nazwa moze byc nieco mylaca. A i owszem na czas festiwalu jego uczestnicy odchodza od spozywania produktow zwierzecych, ale nie w tym tkwi istota tegoz 10-dniowego wydarzenia.

Historia poczatkow festiwalu w Tajlandii przychodzi w roznych wersjach, jest chinska i pokrecona. Skupie sie na tym, jak to wyglada. Niektorzy ludzie o specjalnych predyspozycjach staja sie medium, w ktorych ciala wstepuja rozne dusze. Objawia sie to roznymi dziwnymi zachowaniami, trzesa sie, krzycza, mowia w innych jezykach. Po miastach chodza dlugie parady ludzi opetanych duchami, tnacych sobie jezyki toporami lub nozami, z przebitymi mieczami policzkami, trzesacych sie w transie, krew kapie im z cial. Taka tam swiateczna parada.

Ulice dzien i noc obstawione sa straganami z wymyslnym weganskim jedzeniem. Ryze, makarony z udawanym miesem do zludzenia przypominajacym prawdziwe, weganskie suszi, rozne placki, kluski, nalesniki, ciastka, ciasta, krokiety, zupy...

Data swieta ustalana jest wedlug chinskiego kalendarza i raz na sto lat (rowniez w tym roku) przypada dwa razy do roku. Dopiero co zakonczylismy to weganskie swieto, ale w koncu pazdziernika bede miala zaszczyt podziwiac znowu.

Przerobiony chinski znaczek weganskich produktow (17), tak zwane jee.

4 komentarze:

  1. Durian niestety juz dawno po sezonie. Ale bedziemy szukac. Mysle, ze w Bangkoku wszystko sie znajdzie.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciacho z durianem było fu. Ale to tofu z torebki to byś mi mogła przesłać, tak z 20 sztuk:P

    OdpowiedzUsuń
  3. I tej fasoli w chili i pierożków z kokosem w słonym mleku. muszę zrobić:>

    OdpowiedzUsuń

Kambodży część druga