niedziela, 25 marca 2012

Szaro-kolorowa turecka codzienność

Napiszę dzisiaj kilka nudnych rzeczy.

Przybycie nowego Hacı

Matka naszej nauczycielki tureckiego wróciła niedawno z Mekki jako hacı. Od powrotu nosi na głowie chustę i przyjmuje codziennie gości, którzy przychodzą jej pogratulować, najeść się, i tak dalej. I spróbować uzdrawiającej świętej wody z Mekki i suszonych daktyli. Miałam przyjemność być na jednym wczesnopopołudniowym obiedzie, na który przyszło jej około 10 koleżanek. Poza tym, że zatrzasnęłam się na pół godziny w toalecie i przegapiłam początek spotkania (10 trajkoczących Turczynek i stadko krzyczących dzieci zagłuszają wołanie o pomoc), było przyjemnie. Pikantna dolma z bakłażanów i papryki (to znaczy faszerowane) oraz wege zupa kurczakowa. Jedna z koleżanek uczyła naszą hacı technik wiązania chusty. Mi również została przymierzona. Muszę przyznać, że jak ktoś potrafi dobrze zawiązać, to wygląda to bardzo ładnie.

Mam już dosyć tego pustynnego wiatru i (przykładowo dzisiaj) 20-stopniowych dobowych amplitud powietrza. Po prostu nie da się w Gaziantep wyzdrowieć do końca.

Słoneczny stary bazar

Za dnia natomiast uwielbiam to miasto. Nadeszła wiosna, ludzie powychodzili z domów tłumnie na trawnikowe pikniki. Ogromne stare bazary w centrum miasta są coraz bardziej ożywione. Choćby i każdego dnia można rozkoszować się podziwianiem tam lokalnego rękodzieła (ręcznie robione srebrne i miedziane dzbany, garnki, dzwony, talerze, łyżki, fajki wodne itp., unikatowe Antepskie buty, dywany, jedwabne ubrania.) Poza tym na kolorowym targu jest całe mnóstwo słodyczy, suszonych owoców, orzechów, przypraw, herbat, biżuterii i innych drobiazgów. Jako że to miasto nie zna za bardzo zjawiska turystyki nie ma tutaj oszustów, naciągaczy i krzykliwych naganiaczy. Można znaleźć natomiast Irańską część bazaru (jeśli potrzebujesz pięknych ubrań albo chusty) albo część Syryjską (jeśli masz ochotę kupić coś tanio i nielegalnie, w szczególności herbatę i tytoń).
Spacerując od stoiska do stoiska oczywiście jesteś zaproszony przez sprzedawców na herbatę lub też inny zahter. Dobrze, że już jestem w stanie się z nimi porozumiewać, więc przy okazji można odbyć tu i tam ciekawą rozmowę (a nie tylko głupawo się uśmiechać).

Może zrobię jakieś zdjęcia. Na razie nie mam żadnych, bo nie mam odwagi wyciągnąć aparatu z plecaka, ani też ochoty na paradowanie z nim po mieście. Już i tak wystarczająco odmiennie i rzucająco w oczy się czuję.

Tahmis Kahvesi


W Antep polecam odwiedzić Tahmis Kahvesi - historyczną kawiarnię działającą od XVI wieku. Najlepsze nargile w mieście oraz przepyszna gęsta kawa z drobinkami pistacji i małymi orzeszków, których nie znam i nazwy nie pamiętam. Poza tym pracuje tu przemiły Afgańczyk o błyszczących oczach, który 4 i pół roku temu uciekł z rodziną z kraju i tak tuła się z nimi po różnych krajach. W tym tygodniu byłyśmy świadkami pięknej chwili - dostał telefon od bodajże unesco, że został im przydzielony kraj do stałego, legalnego pobytu. Więc Afgańczyka już nie poznacie, gdyż szczęśliwie będzie już w Kanadzie, ale kawiarnia i tak warta odwiedzenia.

Dobranoc. İyi geceler.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kambodży część druga