wtorek, 21 maja 2013

O Kurdystanie (w Iranie)

…IRANU CIĄG DALSZY

Kurdystan (prowincja Iranu)

Sporo czasu przyszło mi spędzić w Kurdystanie i półkurdyjskim Kermanshah. Odwiedziłam kilka wsi i miast. Wszystkie wioski są bardzo malownicze i z przeuroczymi ludźmi.

Zbieranie truskawek. Gdzieś tam w Kurdystanie, Iranie.

Święto w Houraman Takhte

3 maja w miejscowości Houraman Takhte w Kurdystanie odbywają się obchody rocznicy ślubu faceta, który uzdrowiwszy pewną księżniczkę, poślubił ją. Zwał się on Pir Shaliahr. Tak mówi legenda, tudzież historia. Wypadki te wydarzyły się 1000 lat temu i ceremonia odbywa się nieprzerwanie od tamtych czasów. Pan Shaliahr był bardzo szanowany we wsi i do dziś ludzie przychodzą nawet z odległych miejsc pomodlić się nad jego grobowcem. (Nawiasem mówiąc główne świętowanie dobywa się zimą i trwa trzy dni; a wiosną tylko jeden dzień.)

Pojechałam tam z moją tymczasową rodziną (znalezioną przez CouchSurfing) i ich znajomymi. Po drodze walczyliśmy na śnieżki. Były też dwa pikniki, w tym jeden z drzemką. Z drogi było widać Irak. Ach! Oni wszyscy jedli śnieg. Zatrzymali auto przy pierwszym śniegu przy drodze, jak wjechaliśmy w wysokie góry i wybiegli z talerzami nabrać śniegu do jedzenia w samochodzie. Powiedziano mi, że używa się też śniegu do robienia deserów owocowych.

Po drodze z Kermanshah do Kurdystanu. Iran.

Wracając do tematu wcześniej wspomnianego święta… Obchody rocznicy owego ślubu ograniczone są niestety prawem Islamu. Najbardziej widowiskowa ich część jest wycięta z programu, jako że taniec i w ogóle święta niereligijne są nielegalne. Wygląda to więc tak, że rano ludzie gromadzą się wokół grobowca i wspólnie modlą. Potem grają na bębnie nazywającym się daf. Następnie jedzą dolmę, czyli „gołąbki” z liści winogron z farszem z ryżu. Jedzą to oczywiście owinięte w płaski chleb, jak wszystko tutaj. Potrawa ta tego dnia ma właściwości lecznicze, czy raczej uzdrowicielskie. Potem wszyscy przechodzą kawałek na cmentarz i odłupują kawał skały, który ponoć każdego roku odrasta. Następnie mała grupka muzyków grała znowu na bębnach i śpiewała to tu, to tam. Generalnie nikt nie był pewien, jak obchody tego święta dalej się potoczą. Około godziny 14 wyjechaliśmy z miasteczka, bo ponoć nic nowego już się nie miało wydarzyć. Z tego, co mi wiadomo, gdyby nie ograniczenia religii panującej, odbyły by się wirujące tańce derwiszów. Jestem też pewna, że wszyscy graliby muzykę i tańczyli te swoje kurdyjskie tańce w kółkach, ze wszystkimi podskokami i potrząsaniami.

Houraman Takhte, Kurdystan, Iran.

Houraman Takhte, Kurdystan, Iran.

Houraman Takhte, Kurdystan, Iran.

Sama miejscowość jest bardzo ładna, położona oczywiście w górach, z charakterystyczną tutaj architekturą. Domy budowane są na zboczach. Dach domu poniżej jest tarasem domu powyżej i tak dalej. Jest tam wszędzie zielono, pięknie, sielankowo.

Houraman Takhte, Kurdystan, Iran.

Houraman Takhte, Kurdystan, Iran.

Houraman Takhte, Kurdystan, Iran.

Houraman Takhte, Kurdystan, Iran.

Strój kurdyjski

Tradycyjny kobiecy strój kurdyjski jest bardzo kolorowy, ocekinowany i wielowarstwowy. Zazwyczaj składa się ze złotych lub innego koloru, ale błyszczących spodni, krótkiej sukienki, na to długiej przezroczystej z cekinami, na to jeszcze kamizelka. Na głowie okrągła kolorowa czapka z wieloma ozdobami, no i oczywiście chustka.
Strój męski to jednoczęściowy kombinezon, w stonowanych kolorach, pod spodem koszula. Do tego szeroki pas. Na głowie, jak w przypadku kobiet, również okrągła czapka, z tym że raczej czarna, a wokół niej turban albo inaczej przewiązana chusta.
Stroje różnią się trochę w różnych miejscowościach, ale główny schemat, opisany powyżej, w zasadzie jest taki sam.

Na bazarze w Kermanshah, Iran.

Na bazarze w Kermanshah, Iran.

Na bazarze w Kermanshah, Iran.

Wioska Palengan

No tam to jest cudnie. Wieś położona jest blisko miasta Kamyaran. Zbudowana jest na zboczach gór po dwóch stronach wartko płynącej rzeki. System taki jak w Houraman – dach to taras domu powyżej. Domy zbudowane są z kamieni, z jakimś błotem pomiędzy nimi. Ludzie żyją tam jak pół-nomadzi. Wychodzą na kilka miesięcy na pastwiska w góry ze swoimi zwierzętami. Niedaleko są wodospady. Spotkaliśmy tam grupę nauczycieli, którzy też przyjechali tam na wycieczkę. Na początku byli zbyt nieśmiali żeby się przywitać, ale potem się rozkręcili i mieli do mnie miliony mniej i bardziej dziwnych pytań, na przykład: „Czy znasz jakichś sławnych Kurdów?”, „Jak jest pająk po polsku?”. W tym momencie mój tymczasowy brat strzelił to poniższe śmieszne zdjęcie.

Pod gradobiciem pytań. Palengan, Iran.
Palengan, Iran.

I poniżej kilka zdjęć z Kermanshah:

Meczet w Kermanshah. Iran.

Meczet w Kermanshah. Iran.

Meczet w Kermanshah. Iran

Meczet w Kermanshah, Iran.

Meczet w Kermanshah, Iran.

Meczet w Kermanshah, Iran.

Meczet w Kermanshah, Iran.

Meczet w Kermanshah, Iran.

Kermanshah, Iran.

Bardzo stare starożytne coś wykute w skale, Kermanshah, Iran.

Goszcząca mnie u siebie w Kermanshah rodzina i ja. Iran.

6 komentarzy:

  1. Fajne te stroje, jakbyś mi przywiozła, to bym po warszawie w takim śmigała!:) Czapy w szczególności wymiatają.

    OdpowiedzUsuń
  2. A pan z ostatniego zdjęcia, siedzący w piżamie na podłodze całkiem całkiem:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama jestes pizama:P To jest swytr!

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczęśliwość!!!! Na Ciebie czekają śliczne zielone rurki w mej szafie:)

    A taka piżamę kiedy miał nasz tata, to wiem:P

    OdpowiedzUsuń

Kambodży część druga