Idąc za ciosem dodam jeszcze coś zaległego o Irackim Kurdystanie i do następnej podróży milczę na blogu.
IRACKI KURDYSTAN CZĘŚĆ DRUGA I OSTATNIA
Autobusy
W
Kurdystanie są jednak autobusy. Są po prostu rzadkością,
ponieważ prawie każdego stać na samochód. Autobusy kursują
jednak pomiędzy większymi miastami. Ciężko tylko je znaleźć, bo
nie każdy nawet o ich istnieniu wie. Skorzystałam raz z tego
dobrodziejstwa komunikacji publicznej. Przejażdżka nim latem to nie
lada wyzwanie. Wszystkie autobusy na dworcu były bardzo stare i bez
klimatyzacji. W takiej metalowej puszce przy temperaturze na zewnątrz
oscylującej koło 40 stopni w cieniu robi się naprawdę
gorąco. Doturlaliśmy się w końcu do celu – miasteczka Hormal.
Troskliwe wojsko
Hormal leży w
najbardziej wysuniętej na południe części Kurdystanu, graniczącej
bezpośrednio z Iranem (widać gołym okiem wioski należące już do
irańskiej części Kurdystanu) i z arabską częścią
Iraku. Wojsko jest tam zatem bardzo zmobilizowane i wszechobecne.
Po 2
minutach od wyjścia z autobusu zostałam zaczepiona przez żołnierza,
zasypującego mnie pytaniami po co ja tu, dlaczego i jak. Wojsko nie
opuściło mnie już na krok przez kolejne 3 dni. Zawsze miałam przy
sobie co najmniej jednego żołnierza (albo osobę autoryzowaną
przez niego) gotowego spełnić każde moje życzenie i cały czas
przynoszącego jedzenie, wodę, herbatę… Jednej tylko prośby nie
chcieli spełnić – dać mi spokój i pozwolić przejść się
gdzieś samej. Załatwili mi natomiast nocleg. Pierwsza noc w pustym,
całym dla mnie domu w centrum miasta. Druga noc w pustej, całej dla
mnie willi poza miastem u podnóży gór. Przydzielili mi auto z
kierowcą mówiącym po angielsku, który obwiózł mnie po
pobliskich miasteczkach. Pojechaliśmy do Ahmedau (improwizuję
z transkrypcją), gdzie jest duży wodospad i do Biary,
pięknej wioski w wyższej partii gór. Pojechaliśmy też do
Helebje, gdzie w 1998 roku w konsekwencji ataku
gazowego przez Saddama Husseina jednego dnia zmarło
5000 ludzi. Znajduje się tam muzeum upamiętniające
ofiary tego okropnego i dnia oraz wielki cmentarz z tysiącami
jednakowych nagrobków.
Trzeciego
dnia postanowiłam kierować się znów na północ kraju, ponieważ
czułam, że czas oddalić się od mojej obstawy wojskowej dla
spokoju każdego z nas. Nadopiekuńcza postawa wojska wynikała po
części z gościnności, po części z prawdziwego strachu, że
coś złego może mi się stać, a po części pewnie też z troski o
to, żebym za wiele na własną rękę nie zobaczyła i nie
usłyszała. Złapali więc dla mnie stopa i skończyło się moje
życie księżniczki.
Daruję sobie teraz
opowieści o tym, jak kolejni ludzie okazywali się hojni i gościnni,
i jak cały czas było za gorąco.
Na koniec zdjęcie w
tradycyjnej kurdyjskiej kiecce.
Miły gospodarz i ja. Kesrok, Kurdystan, Irak. |
W tle zdjęcie impreza
jednej z partii politycznych. W Kurdystanie byłam bezpośrednio
przez wyborami parlamentarnymi. Przedwyborcze tygodnie dla wielu ludzi były po prostu okazją do tańczenia i śpiewania na ulicach. Co wieczór odbywała się gdzieś duża plenerowa impreza, nierzadko z koncertami trwającymi długie godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz